Our boy Liam

Lilypie First Birthday tickers

We remember

Lilypie Angel and Memorial tickers

Friday 28 December 2012

a dupa nadal boli

Oj boli.
Było się turlać?
Czy wszystkim mówiłam? chyba nie :/ 3 weeks on sunday - w tą niedzielę 3 tygodnie temu zjechałam po schodach. Nie, nie spadłam, zjechałam. Złaziłam na dół po telefon i mi się noga ześlizgnęła... Upadłam raczej mocno na tyłek i na tymże zjechałam pare schodków.
Mieliśmy scan - wszystko w porządku.
Kość ogonowa boli za to mocno. Lekarz powiedział, że albo jest pęknięta, albo nadwyrężona albo złamana albo wszystko - niezależnie od stanu skupienia - leczenie i gojenie jest takie samo - leczenie - brak, gojenie - ok 6 tygodni :/

We wtorek będę 10 tygodni - takich teoretycznych... jeżeli liczyć od pierwszego dnia ostatniego cyklu (dla ogólnej informacji 23.10.12...) ale dokładny scan mamy 16go stycznia. Wówczas dowiemy się dokładnie ile Blob ma tygodni.
Póki co narazie jest wszystko OK. Czekam by położna się ze mną skontaktowała, by wypełnić papiery ciążowe.

Niechce zabrzmieć niezrozumiale - ale... zapominam, że jestem zabunkrowana. W tym sensie, że jest sobie mały Blob. Bo nie w sensie robienia głupich, nieodpowiedzialnych rzeczy świadomie. Poprostu informacja jeszcze nie wsiąkła. Może dlatego, że jeszcze nie planuje. Nie surfuje po necie czytając o każdym tygodniu. Nie przeglądam "starych" rzeczy. To scared i guess?

Tuesday 4 December 2012

remember remember

the 5th of December :)
Jutro jest ważny dzień.
By upewnić się, że wszystko jest w porządku (why wouldn't be?)
14:30
Do jutra!
x

Wednesday 21 November 2012

Thursday 2 August 2012

refleksje

Wczoraj bylam na spotkaniu SANDS. Chcialam sie dowiedziec jak inni sobie radza.
Sziedzialam sobie i sluchalam. Jedna babka jest w 20 tygodniu ciazy, druga ma juz 5 miesieczna coreczke. Inna zas w zeszlym tygodniu zostala wypuszczona ze szpitala dla mentalnie chorych, a nowa para przypomina troche nas. Bylo to ich pierwsze spotkanie. Ich synek Oliver zmarl w tych samych okolicznosciach co Dean. Kiedy mowili to jak sie czuja, to tak jakbym slyszala sama siebie.

Najdziwniejsze w tym wszystkim jest uczucie nie rzeczywistosci. Jakby to dzialo sie 'in a paralel world', bo przeciez takie rzeczy przydarzaja sie innym - nie mnie.
Czasami kiedy sie budze mam wrazenie, ze ostatni rok to byl cholernie dlugim snem. To jest tak przedziwne uczucie. I mysle, ze swiadomie/ podswiadomie (?) wpycham uczucia/ wspomnienia w takie zakamarki, gdzie najprawdopodobnie o nich zapomne. Clean slate. Tabula rasa. Reset.
Czesto sie zastanawiam, czy kiedykolwiek uda mi sie byc znowu szczesliwa. Tak w pelni i beztrosko. Bo choc smieje sie z dowcipow i czasem pomacham stopa jak poleci fajna piosenka w radio to jest to bardziej odruch niz "genuine feeling". Czuje, ze jakas czesc mnie umarla bezpowrotnie. Czesc serca/ mozgu odpowiedzialna za uczucie szczescia poszla w pizdu.
Brakuje mi tej Kasi. Chce aby wrocila. Ale nie wiem czy kiedykolwiek to zrobi.




A teraz - cos co mnie bawi:
Jaka bylaby Wasza reakcja, gdyby ponizszy pan powiedzial Wam, ze jest atletą?
Wygral Zloto w lucznictwie na Olimpiadzie w Londynie

Friday 27 July 2012

"bo pewnosc nie pewna.."

To rozczarowanie z kazdym cyklem.
Klamalabym gdybym powiedziala, ze nie martwie sie o przyszlosc. Czy zostaniemy poblogoslawieni kolejnym. Boje sie, ze moze sie to nie zdarzyc. A potem musze sobie przypomniec, ze dopiero minely 4 miesiace. Czasami mam wrazenie, ze cale wieki. Czasami, a nawet czesto czuje sie jakbysmy probowali cale lata.
it just hurts so much

Thursday 5 July 2012

Emilia

Dolaczylo kolejne malenstwo. Ma na imie Emilia.
Dean byl 3 w rzedzie. Pierwszy jest Steve, potem Lucinda, nasz Dean, Peighton, Cumber, blizniaki Keiron i Kallun, Monroe i teraz Emilia. Serce mi peka kiedy widze swieze wience kwiatow. Wiedzac, ze kolejna rodzina przechodzi przez pieklo. 
Ktos mi powiedzial 'it will get better', ja zas 'it doesn't - you just learn to live with pain as it will never go away'. 

So only because i smile and laugh please don't assume i'm over it, then again don't be afraid to smile or laugh as we both needs as much laughter in our lives as possible.

Monday 4 June 2012

Myslodsiewnia

Ten blog to moja myslodsiewnia.
Nieszczesciem jest to, ze tutaj najczesciej wylewam jad i zolc. Kiedy mam zly dzien i nawarstwia mi sie gorycz, staram sie wyladowac tutaj. A nie na kims - cos co nie zawsze mi wychodzi :/


Co nie zmienia faktu, ze to wszystko stalo sie samolubne. Gdy wyslalam linka, nie przeszlo mi przez mysl, ze zawartosc tej myslodsiewni moze sprawic kilo przykrosci innym.

Therefore - przepraszam. Jezeli wchodzenie tutaj staje sie dla niektorych bolesne. Don't do it.
As the content is unlikely to change, save yourself from my pain.

Love you all x


Tuesday 29 May 2012

its not all doom and gloom

Dokonczylam ramke - ktora zaczela robic Marianna podczas pobytu u nas.
Poprzyklejalam pare guzikow, serduszko i motylka. Teraz w ramce mieszka Dean i fragment wiersza "Spieszmy sie kochac ludzi". Ramka pojdzie ze mna do pracy. So it's not all doom and gloom here.. :)
x

Thursday 24 May 2012

2 months and counting

Dzisiaj minely dwa miesiace.
Bol. Choc czasami przycicha nadal, nieustanie jest. I bedzie. Wiem o tym. Sa ludzie, ktorzy przypominaja mi o tym powtarzajac 'it's going to be hard'. Osatatnia rzecz jaka chce uslyszec.
Dzisiaj jak wyrzucalam smieci, nieznana mi babcia z sasiedniego bloku wyrzucala stare plastikowe doniczki, podeszla do mnie i wyrazila swoje kondolencje, po czym powiedziala "don't worry, you're only young, you will have another one..". 
Przeciez nie moge wybic zebow staruszce. Wiem tez, ze nie miala zlych intencji. 
Ale nie mam tez juz sily i checi usprawiedliwiania glupiego gadania. W szczegolnosci dzisiaj. 
Walcze, by do konca nie wypelnic sie gorycza. It's creeping up. Slowly dripping like a poison, rotting my flesh and soul. 

Monday 21 May 2012

lista zadan

zaczynam sobie organizowac (w glowie) liste zadan.
Jedno z nich to 'oporzadzic' skrzynke mailowa. Zabieram sie do tego jak pies do jeza. Strasznie nie chce. Kazdy email obejrzec i podjac decyzje czy trzymac czy nie. Wiem, ze jest to cos co musze sama zrobic, a tak strasznie bym chciala, by ktos to zrobil za mnie. Tyle sie wydarzylo w tak krotkim czasie, ze mysl o tym wszystkim powoduje u mnie mdlosci.

Czasami zastanawiam sie i w duchu blagam choc o jeden rok, jeden pieprzony rok. Zwykly. Pozytywny. Bez szalenstw. Bez przykrosci.

Wiem, wiem 'count the blessings'. Mam dom, rodzine, prace i kochajacego partnera na zycie. Co nie zmienia faktu, ze gdy dostaje od zycia piescia w twarz trudno jest o tym wszystkim pamietac.

Czasami czuje sie jak ten robak z kreskowki
http://www.youtube.com/watch?v=xN35przh8pw

Friday 18 May 2012

Genuine fake

Merhaba!
Powrocilismy z wyprawy do Turcji.
Fajnie bylo.
Byl to idealny wywczas. Wiekszosc dni wygladala tak: pobudka, sniadanie, lezakowanie, barowanie a potem spac.
Przylecielismy w srode poznym popoludniem. W czwartek poszlam do tureckiej lazni. Po masazu, mycie piana i wygniataniu, dostalam maseczka po twarzy, a na koniec zostalam ukamienowana goracymi kamieniami.
W piatek pojechalismy do pobliskiego miasta Kusadasi. Komunikacja miejska. Marianna - Twoj opis ukrainskiego minibusa jest jak najbardziej adekwatny. Mozna to tez okreslic jako 'near death experience'.
Gdzie sie czlowiek nie obrocil tam chciano nam sprzedac Rolexa, Prade, Jimmy Choo, Gucci - wszystko genuine fake! przynajmniej sa szczerzy.
W sobote - bar. W niedziele poplynelismy stateczkiem na Grecka wyspe Samos - jest to wyspa najblizej polozona Turcji. Turcja odzyskala niepodleglosc od Grekow dopiero w 1922.
W poniedzialek zas pojechalismy do Efezu. Najelpiej zachowane starozytne miasto nad morzem srodziemnym.
W srode zas powrot do domu.
W czwartek Stuart mial urodziny. W ramach ktorych poszlismy do Dean'a. Ku naszemu zaskoczeniu zastalismy tam juz jego nagrobek. Strasznie nie lubie tego slowa. Kiedy rozmawiam ze Stuartem okreslam to mianem 'headboard' - jak zaglowek od lozka.
A moment in our arms
A lifetime in our hearts.
Kochamy Cię Dean.

Friday 4 May 2012

przedwczoraj

poszlismy na cmentarz. Nie bylismy w niedziele, pogoda byla strasznie kupna. Wialo i lalo.

Poszlismy. By zastac chaos i zniszczenie.
Przypuszczam, ze 'ground keeper', osoba ktora kosi trawe poprostu polegalu podeptala wszystko i wszystkich.  Mis, ktory na brzuszku ma napisane 'Our special Son' zostal stracony z patyka na ktorym sobie bimbal, motylek zostal wyrwany, a jajko od mamy.. i to mnie boli najbardziej - zdeptane. Chce wierzyc, ze nie zostalo to wszystko zrobione specjalnie, ze stalo sie tak, bo ktos jest kolosalnym baranem, kosmicznie niezgrabnym. Mysl, ze ktos to mogl zrobic 'maliciously' strasznie mnie boli. Choc nie ukrywam, ze w szczegolnosci w takim miejscu zachowanie ostroznosci przy chodzeniu jest jak najbardziej oczekiwane, no na litosc boska!

lista zyczen

Michal, dziekuje, to posumowywuje niemal wszystko..


Lista życzeń osieroconych rodziców

 1. Chciałabym, by moje dziecko nie umarło. Chciałabym je mieć z powrotem.
2. Chciałbym, byś się nie bał wymawiając imię mojego dziecka. Moje dziecko istniało i było dla mnie bardzo ważne. Potrzebuję usłyszeć, że było ono ważne także dla Ciebie.
3. Jeśli płaczę lub reaguję emocjonalnie, gdy mówisz o moim dziecku chciałabym, byś wiedział, że to nie dlatego, że mnie ranisz. Czuję wówczas, że pamiętasz; czuję twoją troskę! Śmierć mojego dziecka jest przyczyną moich łez. Rozmawiasz ze mną o moim dziecku, pozwoliłeś mi podzielić się smutkiem. Dziękuję Ci za to
4. Chciałbym, byś nie „zabijał” ponownie mego dziecka usuwając jego zdjęcia, rysunki, pamiątki ze swojego domu.
5. Bycie rodzicem w żałobie nie jest zaraźliwe, więc chciałbym byś mnie nie unikał. Potrzebuję Cię teraz bardziej niż kiedykolwiek.
6. Potrzebuje urozmaicenia, chcę usłyszeć co u Ciebie, lecz chcę, byś także słuchał mnie. Mogę być smutna. Mogę płakać, lecz chciałabym, byś pozwolił mi mówić o moim dziecku; to mój ulubiony temat.
7. Wiem, że często o mnie myślisz i się modlisz. Wiem, że śmierć mojego dziecka boli Cię także. Chciałabym o tym wiedzieć: powiedz mi to przez telefon, napisz list lub uściśnij mnie.
8. Chciałbym żebyś nie oczekiwał, że moja żałoba skończy się wraz z upływem sześciu miesięcy. Pierwsze miesiące są dla mnie szczególnie traumatyczne; chciałbym jednak być zrozumiał, że mój żal nie będzie mieć końca. Będę cierpiała z powodu śmierci mojego dziecka aż do ostatniego dnia mego życia.
9. Naprawdę staram się „zaleczyć”, chciałabym jednak byś zrozumiał, że nigdy nie będę w pełni wyleczona. Zawsze będę tęskniła za moim dzieckiem i będę pełna żalu, że już nie żyje.

10. Chciałabym byś nie oczekiwał ode mnie "NIE MYŚLENIA O TYM" lub "BYCIA SZCZĘŚLIWĄ”. Nie sprostam żadnemu z tych oczekiwań przez długi czas.
11. Nie chciałabym traktował mnie jak „OBIEKT LITOŚCI”, chciałabym jednak byś pozwolił mi na smutek. Zanim się „wyleczę” to musi boleć.
12. Chciałabym byś zrozumiał, że moje życie roztrzaskało się w drobny mak. Wiem, że to przygnębiające być blisko mnie, gdy tak czuję. Proszę bądź cierpliwy w stosunku do mnie, tak jak i ja jestem.

13. Gdy mówię "U mnie w porządku", chciałabym, byś zrozumiał, że „NIE JEST MI DOBRZE”, a każdy dzień to zmaganie się ze śmiercią mojego dziecka.
14. Chciałabym byś wiedział, że wszystkie moje reakcje związane z żałobą są normalne. Możesz spodziewać się depresji, złości, wszechogarniającego poczucia beznadziejności i smutku. Proszę więc, wybacz mi, że czasem jestem cicha i wycofana, innym zaś razem irytuję się i zachowuje ekscentrycznie.
 15. Twoja rada by "żyć dzień za dniem" i tak odmierzać czas jest doskonała. Jednak obecnie, dzień to zbyt dużo i zbyt szybko dla mnie. Chciałabym wiedzieć, że daję sobie radę z godzina po godzinie.
 16. Zaproponuj od czasu do czasu pojechać ze mną na cmentarz, zapalić lampkę, pomilczeć chwilę. Nie za często, tylko czasami. Daj mi znać że pamiętasz.
 19. Nie mów: jesteś młoda, będziesz miała kolejne dzieci. Być może będzie dane mi się cieszyć jeszcze nie jednym dzieckiem, najpierw jednak muszę opłakać to, które odeszło. I żadne inne dziecko mi go nie zastąpi.
 20. Najważniejsze: Wspomnij czasem o mim dziecku. Nie udawaj, że nie istniało. Słowa mniej bolą niż uporczywe milczenie.

Lista jest ze strony dlaczego.org.pl, do znalezienia w kolumnie 'linki'

Monday 30 April 2012

blanket

Snil mi sie.
Byl to piekny sen. Trzymalam go w ramionach. Spal.
Kiedy sie obudzilam, trzymalam jego kocyk.
Tak strasznie za nim tesknie

Thursday 26 April 2012

Megan

Megan - to jest wlasnie bereavement nurse - czyli innymi slowy pielegniarka od zaloby.

Lubie ja. Moge sie przy niej swobodnie rozplakac, wiedzac ze nie poklepie mnie po ramieniu a'la 'there threre, pull yourself together'. Ze nie zmienia tematu, tylko zadaje pytania. Powoduje, ze mysle o tym jak sie czuje. Powoduje, ze konfrontuje swoje emocje, a jednoczesnie daje im ujscie. Ze nie krempuje ja to, ze rycze i smarcze.

Daje mi tez do myslenia.
Jedna z wielu rzeczy, ktora mnie gnebila (i chyba juz przestala) to to, ze przez wiekszosc swojego zycia 'nie cieszylam sie za wczasu'. Na wypadek gdyby cos sie nie udalo i by uniknac przez to rozczarowania.
Jak dostalam sie do MMU nie podzielilam sie ta wiadomoscia do momentu, az siedzaialam w sali komputerowej po pierwszym wykladzie. Na wypadek gdyby cos sie nie udalo i plan studiow niewypalil.

Gdy dowiedzialam sie, ze jestem w ciazy ten nawyk 'nie cieszenia sie za wczasu' zniknal. Cieszylam sie i zylam kazdym dniem ciazy. Nie myslalam, ze cokolwiek moze pojsc zle.
Gnebilo mnie to, bo to jest pierwszy raz kiedy dalam sie poniesc uczuciu pewnosci - to sparzylam sie. Poniekad potwierdzajac moja glupia samozachowawczosc 'nie cieszenia sie'. Megan zas zwrocila uwage na cos - pracuje w swoim zawodzie od prawie 17 lat. Podczas tego czasu zaszla w ciaze. Poniewaz ma stycznosc tylko z rodzinami, ktore stracily dzieci nie potrafila sie cieszyc tym, co ja spotkalo i kazdego dnia nachodzily ja mysli 'czy to dzisiaj jest ten dzien, kiedy strace swoje?'. Nie mogla sie z tego otrzasnac i nie potrafila oddzielic emocji zwiazanych z praca ze swoja wlasna ciaza.
To dalo mi znacznie do myslenia. Pomimo tego co sie stalo, ciesze sie, ze zylam kazdym dniem, cieszac sie kazdym beztrosko. Blissfully unaware.

Cieszcie sie tym co macie, zyjcie tym co Was otacza. Bo co to za zycie jezeli czlowiek 'nie cieszy sie' na wypadek gdyby cos poszlo nie tak i przy tym odmawia sobie zycia. It's not a life, it's mere living.



Wednesday 25 April 2012

going away

Stuart zrobil nam niespodzianke.

Zabiera nas na wakacje.
Ehh
Jak to brzmi - wakacje.

Bardziej adekwatne byloby 'wyjazd/ ucieczka od wszystkiego by dac przestrzen swoim myslom'

W kazdym razie jedziemy na tydzien (9go Maja). Narazie swinka nie chce mi powiedziec dokad. Powiedzial tylko by zapakowac okulary przeciwsloneczne i letnie ubrania. Jak sie dowiem, to powiem.

Jutro (Czwartek) przychodzi bereavement nurse. Najprawdopodobniej bedzie to trudny dzien.

Tuesday 24 April 2012

kolory

Gdyby wybrac obraz, ktory oddalby to jak sie wczoraj czulam, byloby to ponizsze plutno

Dzis:


Monday 23 April 2012

a moment in our arms..

..a lifetime in our hearts.

Przeciez to nie tak mialo byc.
Istnieje. Ale nie zyje. Widze obrazy, slysze dzwieki, ale ich nie przetwarzam. Kiedy jednak dopuszcze do siebie te mysl, ze jestem sama ten moment kiedy ponownie dociera do mnie, ze nigdy go juz nie wezme w ramiona. Za kazdym z tych razy moje serce rozrywane jest na milion kawalkow. Ponownie umieram. Uczucie beznadziejnosci. Uczucie braku potrzeby bycia. Purposeless.

Dzisiaj bylismy na cmentarzu, a potem u kamieniarza zamowic nagrobek.
That is so wrong. To wszystko mialo byc inaczej. Jak to sie stalo, ze zamiast planowac chrzciny, wybieram nagrobek?

i want to be still 
i want to walk into your grave 
where i can shelter in peace 
until all our cares have blown away


let the whole world fall away 
and fall into my arms 
stay with me 
i don't know how long we've got left 
and so i'm asking you 
to forgive me 


i learn as i go
to float far away
into silence 
and just watch your face
and find some kind of grace
in that quiet bliss 


can i stay and say nothing at all, at all 


where will we go when we get old 
when the bustle and the noise 
get too frightning 
when each and every angry word
is banished to the past 
that when i think 


we'll learn as we go
to float far away
into silence
and i'll watch your face
and read of patience and grace
in each line there 

will you walk into the grave with me 
will you leave this empty world 
soft and wistfull 
to sink into the dark, dark earth 
and never reappear would be blissful 

Sunday 22 April 2012

5th Sunday

Dzisiaj jest 5ta niedziela od dnia porodu.
Tylko cztery tygodnie, a czasami zdaje mi sie, ze minelo juz kilka miesiecy.

Bylismy dzisiaj na cmentarzu. Zanieslismy Deanowi swieze kwiaty, ozdobnego motylka i kolorowy wiatraczek.
Smutek ogarnal mnie w calosci w momencie gdy rozejzalam sie do okola. Niektore groby opuszczone, zaniedbane. Ususzone kwiaty, nadgnite misie.
Wiem, ze kazdy jest inny i kazdy radzi sobie z utrata swojej pociechy w inny sposob, ale zeby w ogole nie chciec przyjsc..? Zadbac o to, co nam zostalo?

2go maja chce isc na spotkanie grupy Sands - Stillbirth and neonatal death charity (http://www.uk-sands.org/).
W poszukiwaniu zrozumienia.


Saturday 21 April 2012

Dean Marcin

Dean Marcin
Born Asleep on 24.03.2012.

Nasz synek. Wazyl 3610g.
Idealny. W kazdym calu.


To wszytko wydaje sie takie surrealistyczne.
Nierealne. Musze spojrzec na swoje rozstepy, by przypomniec sobie i ponownie uswiadomic, ze bylam w ciazy. Ze przez krotka chwile byl w moim zyciu maly chlopiec. Ze to nie byl sen.
Porod jak i pogrzeb pamietam jak przez mgle. Gdyby nie zdjecia jakie zrobil Stuart – po porodzie – mialabym problemy z zapamietaniem jak wygladal moj synek. (Jako srodek znieczulajacy podano mi morphine. Po porodzie bylam na innej planecie. Po jakiejs godzinie od porodu poprosilismy, by maly zostal zabrany. Balam sie, ze jak zostanie z nami dluzej za bardzo (lub jeszcze bardziej) sie do niego przywiaze i nie bede wstanie sie z nim rozstac.)
Malenstwo w Smerfowej czapce, owiniete dwoma kocykami – nie wieksze od naszej Phoebe. Maly, cukierkowo – kartofelkowy nosek, a wyraz twarzy troche jak ‘nie bede tego jadl i juz!’, a jednoczesnie ten spokoj ‘mamo, jest mi tu dobrze – nie martw sie’.
Nie moge ogarnac jak szybko czyjes zycie moze zostac obrocone w gruzy. I jednoczesnie przypomniec jak malo od nas zalezy, jak kruche jest zycie (przeciez to takie oczwywiste, a jednak tak czesto o tym zapominamy), jak czesto przejmujemy sie jakze nieistotnymi rzeczami. Rozmowy o tym jakie butelki chce kupic, gdzie dostac termometr do mierzenia temperatury wody i jaki rodzaj mydla urzywac do kapieli – a to wszystko zanim maly sie urodzil. Where did the priorities go?
Czuje straszna pustke. Kiedy lezalam w szpitalu w dniu kiedy dowiedzielismy sie, ze maly przestal byc posrod nas – chcialam umrzec. Chcialam zamknac oczy i juz ich wiecej nieotworzyc. Przestac czuc cokolwiek. Kolejne dwa dni, ktore musialam odsiedziec zanim porod zostal wywolany, nie byly meka. Nie byly pieklem. To wszystko juz mialo miejsce. Dwa dni bycia martwym za zycia, bez duszy i serca, rozpacz tak wielka, ze nie wsposob tego opisac. Po porodzie jakby ktos te wszystkie emocje odjal. Trzymanie go w ramionach bylo... niebywale. Wrecz w jakis sposob uleczajace. Czy to co pisze ma sens?
Pustka jednak pozostala. Fizyczna i mentalna. Czekam, az cos mnie ‘kopnie’ od srodka, lub zacznie czkac.. bycie w ciazy to piekne uczycie, rodzenie – cholernie bolesne, co nie zmienia faktu – ze tez piekne i chcialabym zostac jeszcze raz tym poblogoslawiona, ale boje sie. Boje sie, ze moze sie to wszystko powtorzyc. 

Kazdy dzien niesie ze soba inne emocje. Zazdrosc, gdy widze kobiete w ciazy, zal, ze nie zostalo mi dane bycie mama. Smutek, gdy widze, ze sa ludzie - rodzice - ktorzy przeszli przez to samo, lub cierpia jeszcze bardziej bo zostalo im dane poznac placz/ smiech swojego dziecka, a nastepnie zostalo im ono zabrane - przez chorobe lub inne nieszczescie. Nadzieja - ze zostaniemy jeszcze kiedys poblogoslawieni cudem jakim jest dziecko.
Poki co, staramy sie isc do przodu. Jakos. Razem. Rozmawiajac o naszym synku. Wspominajac go. Bo jest jedna rzecz, ktorej jestem absolutnie pewna - nie chce by kiedykolwiek Dean stal sie tabu. Byl i nadal jest czescia naszej rodziny.