Born Asleep on 24.03.2012.
Nasz synek. Wazyl 3610g.
Idealny. W kazdym calu.
To wszytko wydaje sie takie
surrealistyczne.
Nierealne. Musze spojrzec na swoje
rozstepy, by przypomniec sobie i ponownie uswiadomic, ze bylam w ciazy. Ze
przez krotka chwile byl w moim zyciu maly chlopiec. Ze to nie byl sen.
Porod jak i pogrzeb pamietam jak przez
mgle. Gdyby nie zdjecia jakie zrobil Stuart
– po porodzie – mialabym problemy z zapamietaniem jak wygladal moj synek. (Jako
srodek znieczulajacy podano mi morphine. Po porodzie bylam na innej planecie.
Po jakiejs godzinie od porodu poprosilismy, by maly zostal zabrany. Balam sie,
ze jak zostanie z nami dluzej za bardzo (lub jeszcze bardziej) sie do niego
przywiaze i nie bede wstanie sie z nim rozstac.)
Malenstwo w Smerfowej czapce, owiniete
dwoma kocykami – nie wieksze od naszej Phoebe. Maly, cukierkowo – kartofelkowy
nosek, a wyraz twarzy troche jak ‘nie bede tego jadl i juz!’, a jednoczesnie
ten spokoj ‘mamo, jest mi tu dobrze – nie martw sie’.
Nie moge ogarnac jak szybko czyjes zycie
moze zostac obrocone w gruzy. I jednoczesnie przypomniec jak malo od nas
zalezy, jak kruche jest zycie (przeciez to takie oczwywiste, a jednak tak
czesto o tym zapominamy), jak czesto przejmujemy sie jakze nieistotnymi
rzeczami. Rozmowy o tym jakie butelki chce kupic, gdzie dostac termometr do
mierzenia temperatury wody i jaki rodzaj mydla urzywac do kapieli – a to
wszystko zanim maly sie urodzil. Where did the priorities go?
Czuje straszna pustke. Kiedy lezalam w
szpitalu w dniu kiedy dowiedzielismy sie, ze maly przestal byc posrod nas –
chcialam umrzec. Chcialam zamknac oczy i juz ich wiecej nieotworzyc. Przestac
czuc cokolwiek. Kolejne dwa dni, ktore musialam odsiedziec zanim porod zostal
wywolany, nie byly meka. Nie byly pieklem. To wszystko juz mialo miejsce. Dwa
dni bycia martwym za zycia, bez duszy i serca, rozpacz tak wielka, ze nie
wsposob tego opisac. Po porodzie jakby ktos te wszystkie emocje odjal.
Trzymanie go w ramionach bylo... niebywale. Wrecz w jakis sposob uleczajace.
Czy to co pisze ma sens?
Pustka jednak
pozostala. Fizyczna i mentalna. Czekam, az cos mnie ‘kopnie’ od srodka, lub
zacznie czkac.. bycie w ciazy to piekne uczycie, rodzenie – cholernie bolesne,
co nie zmienia faktu – ze tez piekne i chcialabym zostac jeszcze raz tym
poblogoslawiona, ale boje sie. Boje sie, ze moze sie to wszystko powtorzyc.
Kazdy dzien niesie ze soba inne emocje. Zazdrosc, gdy widze kobiete w ciazy, zal, ze nie zostalo mi dane bycie mama. Smutek, gdy widze, ze sa ludzie - rodzice - ktorzy przeszli przez to samo, lub cierpia jeszcze bardziej bo zostalo im dane poznac placz/ smiech swojego dziecka, a nastepnie zostalo im ono zabrane - przez chorobe lub inne nieszczescie. Nadzieja - ze zostaniemy jeszcze kiedys poblogoslawieni cudem jakim jest dziecko.
Poki co, staramy sie isc do przodu. Jakos. Razem. Rozmawiajac o naszym synku. Wspominajac go. Bo jest jedna rzecz, ktorej jestem absolutnie pewna - nie chce by kiedykolwiek Dean stal sie tabu. Byl i nadal jest czescia naszej rodziny.
No comments:
Post a Comment